środa, 25 kwietnia 2018

Pielucha o wschodzie słońca.

Pielucha o wschodzie słońca.
Przed urodzeniem dziecka wielokrotnie zapewniałam samą siebie, że nigdy, przenigdy nie będę się zachwycać tak jak inne matki wrzucające co godzinę zdjęcia swoich dzieci na portale społecznościowe. Nie rozumiałam jak można chwalić się pełną pieluchą swojej pociechy. Właściwie dalej nie rozumiem, ale też tak zaczęłam robić. To jest jak odruch bezwarunkowy. Dziecko zrobi kupke "ojeja jeja jaka piękna kupka", uślini się "ohhh jaka piękna ślina", nasika na ciebie podczas przewijania, a ty się śmiejesz. Dlatego właśnie osoby bez dzieci tak dziwnie na nas patrzą. Przed urodzeniem byłam przekonana, że do wielu sytuacji nie dopuszcze. Takich jak bujanie dziecka na dobranoc, bo się przyzwyczai, noszenie dziecka jak płacze bo będę musiała to ciągle robić. Nie pozwolę żeby dziecko siedziała w ubranku ubrudzonym kaszką. No i że nie będę za dużo dziecku kupować. Taaak. Niedługo po urodzeniu nadszedł dzień, że moje dziecko się zbuntowało. Zanim dowiedziałam się o co jej chodzi minął jakiś tydzień. Więc pierwsze 3 dni odchodziłam od zmysłów, sama płakałam już razem z nią. Moja psychika osiągnęła granicę wytrzymałości. O mały włos nie zadzwoniłam do własnej matki! O mały włos. Sięgając już po telefon, spojrzałam na wózek, i oczami wyobraźni zobaczyłam jak przy każdej okazji mama wypomina mi, że nie dałam rady. Ostatkiem sił włożyłam maleństwo do wózka. Po chwili zasnęła, a ja wrzuciłam do kosza wszystkie postanowienia. Teraz moje dziecko jest bujane, ubrudzone, a ja wszystkim wysyłam zdjęcia pełnej pieluchy. I obie jesteśmy szczęśliwe.

niedziela, 22 kwietnia 2018

Jak sójka za morze

Jak sójka za morze.
Pamiętacie te czasy kiedy wychodziłyście z domu, umalowane, ubrane w 25 minut, chwytając klucze, portfel i telefon? Ja też. Mogę sobie tylko powspominać. Wyjście z dzieckiem na 2 godzinny spacer jest jak wcześniej wyjazd na tygodniowe wakacje. Jak jesteś mamą mamą szczęściarą, która może karmić piersią to masz trochę łatwiej. Bo nieeee, nie prawdą jest że karmienie butelką to wygoda. Ten pogląd napewno wymyślił mężczyzna. O wiele łatwiej jest wziąść ze sobą swoje własne piersi niż pamiętać kolejno o butelkach, które trzeba przeliczyć na czas wyjścia plus 2 zapasowe. Podgrzewacz lub termos, w zależności czy tam dokąd się wybieramy jest dojście do prądu czy nie. Termometr do wody bo oczywiście termos mógł nie wytrzymać, np zimą, a wbrew tego co mi się wydaje, że niektórzy mężczyźni myślą, nie mamy super matczynej czujki na naszym nadgarstku. No i oczywiście samo mleko. Jak mamy nie wybredne dziecko to jeden rodzaj mleka. Ale jeśli akurat jesteśmy w trakcie testów to potrzebny jest zapas z 3 różnych rodzajów mleka. Więc jak jeszcze raz usłyszę, że butelką karmią matki leniwe to nie zawacham się użyć łaciny. Do tego dochodzą oczywiście inne rzeczy takie jak pieluchy tetrowe, pampersy, ubranko na zmianę, które od nieszczęśliwego wypadku sama nauczyłam się nosić ze sobą. A im dziecko starsze tym dochodzą nowe przedmioty, jak grzechotka, słoiczek z jedzonkiem, ulubiona łyżeczka... Ani się obejrzysz a jesteś jak wielbłąd dwugarbny. Broń Boże nie zapomnij o czymś bo jak masz się wracać po jedną rzecz z tym wszystkim to aż się odechciewa spacerów. Ja mam farta i mam jeszcze psa, więc dochodzi smycz, obroża, woda, miska, oczywiście również zabawka, nie, nie mogę użyć tej od dziecka bo ludzie dziwnie patrzą. Nie jestem pewna dlaczego, ale wolę tego unikać. I tak wychodzisz z tym wszystkim, ledwo mieszcząc się w drzwiach, za progiem domu upewniasz się, że nie masz na sobie dołu od piżamy, i w drogę. Cholera jasna zapomniałam. Dziecko!

piątek, 20 kwietnia 2018

Syndrom "Mama"

Syndrom "Mama"
Wszystkie mamy wiedzą, że jak rodzi się dziecko, tworzy się niesamowita więź. Ale mało kto wie co to oznacza. Miłość owszem, ale kocha też ojciec, babcia, ciocia. Czym więc różni się więź między ojcem i dzieckiem, a matką i dzieckiem? Zrozumiałam to gdy pierwszy raz poszłam sama do sklepu. Było to bardzo duże wydarzenie bo ileż można wysyłać mężczyznę po śmietanę słodką a otrzymywać kwaśną. Skoro my mamy wiedzieć co to jest spalony to oni mogliby się tego nauczyć. Więc jak tylko usłyszałam "idź kochanie, ja zostanę z małą" nie było dla mnie istotne nawet co mam na sobie, czy mam makijaż itd. W efekcie w środku zimy wyleciałam w dresie i trampkach. Rozkoszowałam się spokojnymi zakupami, aż nagle poczułam na sobie wzrok innych kupujących. Wtedy zrozumiałam co robię. Oglądając towar, bujałam wózkiem sklepowym w tył i przód. Po jakimś czasie zauważyłam inne objawy więzi. Kiedy ktoś huśta w ramionach moje dziecko, ja na sam widok też się ruszam w rytm. Innym razem o moim niesamowitym powiązaniu z dzieckiem przekonał się tatuś, kiedy jadłam lody. Tak, jadłam lody, oczywiście, że się odchudzam po ciąży, cóż to za myśl. Lody były bez kalorii. Tej wersji się trzymam. Kiedy tatuś poprosił abym dała mu skosztować, ja podając mu łyżeczkę zrobiłam bezgłośne aaaaammmm. To wszystko niestety to nic w porównaniu z mową. Nie dość że seplenimy na każdym kroku to w nadzieji, że będzie to pierwsze słowo naszej pociechy, wszędzie dodajemy "mama". "Mama wyziuci pampelsia" "Mama źlobi sobie makijaź". W ten oto sposób weszłam na najwyższy poziom więzi. Na pytanie sprzedawcy odpowiadam "Mama zapłaci kaltą" 😊

środa, 18 kwietnia 2018

Wyprostuj się!

Wyprostuj się!
Mija pewien czas od porodu i zastanawiasz się kiedy wcisniesz się w ulubione jeansy. W trakcie ciąży obiecałaś sobie przecież że będziesz jak "fit mamy" z telefizji. Obejrzałaś mnóstwo filmów na YouTube jak fajnie można ćwiczyć z niemowlakiem. Kiedy jesteś już po wizycie lekarza i nie ma przeciwwskazań, postanawiasz wtedy zabrać się do roboty. W głowie masz obraz siebie w ciasnym warkoczu, w markowym stroju sportowym z uśmiechniętym bobasem. A rzeczywistość jest taka: warkocza nie zrobisz bo obciełaś włosy w ciąży, że niby łatwiej. Markowy strój jest diabelnie drogi, więc wskakujesz w dresy. W te z przed ciąży się jeszcze nie wciśniesz , więc masz na sobie worki, które kupiłaś jak twoje maleństwo się w nic nie mieściło. Wolę określenie, że to maleństwo się nie mieściło niż, mój wielki brzuch. Tak, więc stoisz w workowatym ubraniu, rozczapizona, bierzesz dziecko na ręce, które w niczym nie przypomina radosnego dzidziusia z filmików. Czy oni mają lalki? A może czymś faszerują te dzieci. Nie tracisz jednak zapału. Pierwsze ćwiczenie, które wygląda najbardziej efektownie i łatwo, gdy robi to popularna sport mama to przysiady z dzieckiem na wyciagnietych przed sobą rękach. Przyjmujesz pozycje, przysiad i.... Wtedy masz ochotę zadzwonić do swojego lekarza i go wyzwać od konowałów bo coś z tobą napewno nie tak. Czujesz każdy centymetr brzucha i odrobinę niżej. Masz wrażenie że nacięcie się rozerwało i urodzisz jeszcze jedno dziecko o którym lekarze zapomnieli. Ale myślisz sobie że na takie coś może za wcześnie, że warto spróbować coś może na ręce. Kładziesz się, z dzieckiem na brzuchu i podnosisz je jak ciężarek. Niby fajnie, trochę ciężko ale do przeskoczenia. Kilka powtórzeń i dziecko nie wytrzymuje i wymiotuje prosto na ciebie. Kiedy już umyjesz dziecko, siebie i psa bo jak się okazuje też obserwał. Wyczyścisz dywan, uspokoisz dziecko, nakarmisz, bo się wkurzyło że jedzenie znikło z brzucha, uśpisz, bo przecież zmeczyło się wrażeniami, czujesz, jakbyś ćwiczyła cały dzień. Więc zmachana, zniechęcona, zrezygnowana padasz na kanapę i szukasz pocieszenia w internecie. Nagle jak miód na twoje serce pojawia się na ekranie informacja, że jeśli wyprostujesz plecy, brzuch wydaje się mniejszy. 😊 Z tą wiedzą możesz spokojnie napić się gorącej czekolady.

wtorek, 17 kwietnia 2018

Prawo niewolnika do kąpieli.

Prawo niewolnika do kąpieli.
Na pierwszą kąpiel po porodzie czekałam jak na zbawienie. Nie dlatego, że zawsze lubiłam długie leżenie w wannie, nie dlatego że moje plecy już wymagały wygrzania się, ale dlatego, że po prostu chciałam pobyć sama. Kochamy nasze pociechy, tak bardzo że jesteśmy w stanie oddać życie dla nich. No i właściwie to robimy. Przełożmy macierzyństwo na związek z partnerem. Gdybyśmy przez niego nie mogły spać, zjeść, umyć zębów, pomalować paznokci. W dodatku musiałybyśmy się nim zajmować, ubierać, myć, nie wspominając bólu fizycznego jaki przetrwałyśmy. W związku nazywałoby się to patologią. Jednak w macierzyństwie jest to miłość do dziecka. Dlatego należy nam się chwila wytchnienia. 24 godziny z naszym maleństwem to o pół godziny za dużo. Każda mama zasługuje więc na "kąpiel". Moja pierwsza zapowiadała się wybawczo. Niestety tylko się zapowiadała. Po 2 minutach usłyszałam "gdzie jest smoczek?" "gdzie jest tetra?" "mogę jej dać grzechotke?". Wtedy mój mózg przypomniał sobie łacine. Ale najlepsze miało dopiero nastąpić. "Choć kochanie, zobaczysz jak mamusia się kąpię". Serio? Naprawdę pół godziny zajmowania się własnym dzieckiem to za dużo? W oczach nawet najwspanialszego tatusia jesteśmy od teraz matkami. Matkami kochającymi, opiekującymi się, zakochanymi w dzieciach, z którymi nie chcemy się rozstawać na sekundę. Otóż NIE! Kochamy, opiekujemy się, owszem, ale czasem wręcz musimy się rozstać, żeby nie zwariować. Jesteśmy tylko ludźmi. Mężczyzna idzie do pracy, napewno kobieta nie dałaby w niej rady fizycznie, ale oni mają czas "po pracy". Nasze macierzyństwo jest pracą 24 godzinną. Nawet jak dziecko śpi to czuwamy! A najgorsze jest to, że boimy się o tym powiedzieć na głos, boimy się, że ktoś nas uzna za wyrodne matki. Dlatego przesłanie do każdego świeżo upieczonego taty. Dajcie kobietom prawo do kąpieli. Nawet jak siedzi na brzegu wanny i gra na telefonie, to postarajcie się jej nie przeszkadzać. Musimy jakoś ładować akumulatory. A panie nie bójcie się zawalczyć o chwilę dla siebie. Bo nieprawdą jest, że zapominamy o sobie. Pamiętamy, ale potrzebujemy odrobiny wolnego czasu.

poniedziałek, 16 kwietnia 2018

Nie znam swojego dziecka.

Nie znam swojego dziecka.
Jakiś czas po porodzie przychodzi upragniony moment wyjścia z domu. Nieee, nie restauracja i kino. Bądźmy poważne. Aż tak dobrze nie ma. Jakaś rodzinna uroczystość, urodziny może. W moim przypadku była to Wigilia Bożego Narodzenia. Przy pierwszym okazyjnym wyjściu z domu po urodzeniu dziecka dowiadujesz się wielu rzeczy o samej sobie. Na przykład, że potrafisz malować się jednocześnie karmiąc piersią, że najlepszy kolor dla ciebie od dziś to biały, bo nie widać śladów mleka, że dziecku przeszkadza twój ulubiony perfum, więc musisz na szybko brać jeszcze jeden prysznic, i tym podobne. Kiedy już jednak siedzisz w aucie i nawet zauważyłaś wałek we włosach zanim dojeżdżacie, cieszysz się już że w końcu  wychodzisz gdzieś indziej niż do spożywczego. Jakże szybko mija radość, gdy na uroczystości twoja pociesza nagle wpada w histerie. Wtedy czujesz na sobie palący wzrok wszystkich i pada pytanie "czego ono chce?". Zastanawiasz się czy to napewno do ciebie? Skąd mam kurcze wiedzieć? Przecież dopiero co ją urodziłam. Wszyscy oczekują że jako matka będziesz wiedziała o co chodzi dziecku. Wtedy okazuje się że nie znam swojego dziecka. Nie uczą tego języka w szkole rodzenia i co to do cholery ma znaczyć rozpoznawanie płaczu? W internecie nie ma wyjaśnienia, wiem bo sprawdzałam. Wpisywalam w Google różne frazy, takie jak aaaaaa, uuuuu, buuuuu ale jedyne co mi wyszło to jakaś głupia piosenka, która siedziala mi w głowie następny tydzień. I teraz znowu Ci się przypomniała. Nie dość że twój mózg nuci bezsennsowną melodie to jeszcze każdy z członków rodziny zamienił się w wielki poradnik po tytułem "jesteś kiepską matką, bo nie słuchasz moich rad". Ani się obejrzysz każdy staje się ekspertem w opiekowaniu niemowlakiem, nawet bezdzietna ciotka. Kiedy już masz dosyć tej przemiła atmosfery pada jeszcze bardziej podchwytliwe pytanie "w domu też tak robi?" aaaaaa, ratuj się kto może. Masz ochotę krzyknąć "nieee! To wy ją tak wkurzacie". Wtedy rozumiesz po co była ta nauka opanowania w ciąży. Nie po to żeby bezpiecznie dorwać do porodu ale po to żeby później innych nie pozabijac. Szybka ewakuacja z powodu płaczącego dziecka (bo przecież nie dlatego że sama nie wytrzymasz ani minuty dłużej), i kiedy dziecko w końcu zaśnie po 2 godzinach kolysania, bo biedne przeżywa dzień, sama padasz do łóżka. Wtedy zasypiasz z myślą "Jak dobrze w końcu wyjść z domu".

Pierwszy wpis dedykuję świeżo upieczonym mamom. Jestem absolutnie zafascynowana tym nowym trybem życia i tym jak wiele mam próbuje dawać rady innym. Ja nie będę tego robić bo mam wrażenie że ciągle błądze po omacku. Napisze swoje doświadczenia, a to może Was chociaż wesprze w tej trudnej drodze. Zacznijmy od początku tej pięknej drogi. Z tym wiąże się jedno zdanie: "jaja sobie ze mnie robisz?" Pierwszy ból, krzyżowy, "jaja sobie ze mnie robisz?". Przyszły tatuś przyjeżdza po 2 godzinach i oznajmia że jeszcze musi wziąść prysznic, "jaja sobie ze mnie robisz?". W szpitalu cały plik dokumentów do wypełnienia, "jaja sobie chyba k.... robisz". Aż w końcu przychodzi ten moment, kiedy już nie masz siły wypowiadać tego zdania, przypominasz sobie jak inne mamy cię uprzedzały o bólu i myślisz, że one napewny nie miały takiego bólu jak ty. Następny etap to wspomnienie słów "nie martw się, jesteśmy do tego stworzone", a w Twojej głowie rodzi się pytanie "do czego? do powolnego umierania?" Jak już myślisz że wiecej nie dasz rady to okazuje się że to dopiero skurcze. Wtedy słyszysz magiczne słowa od przyszłego tatusia "uspokój się, nie krzycz tak" i wtedy dostajesz nowych sił, głosem postaci z egzorcyzmów mówisz żeby się sam uspokoił, a pózniej czujesz... właściwie to nic nie czujesz już potem bo jesteś jak w amoku. Jest taki ból że wręcz tracisz czucie swojego ciała. Jednak już po chwili widzisz zawiniątko na rękach tego wrednego chama który ci to zrobił. Chcesz się nacieszyć tym że już po wszystkim, kiedy okazuje się , że jeszcze pare spraw musisz znieść. Łożysko, szwy, sadystyczne naciskanie na brzuch, chyba tylko po to żeby sprawdzić ile jeszcze wytrzymasz. W końcu dostajesz to maleństwo, spoglądasz w te borówkowe oczy i widzisz cały świat. Wszyscy wokół znikają. Jesteś Ty i ten szkrab. Wtedy myslisz "Kocham Cie mimo, że przez ciebie nigdy, przenigdy już nie będę umiała usiąść"
Pozdrawiam Was mamusie i mam nadzieję, że przypomniały Wam się tylko te oczy, a nie ból. Uśpijcie kruszynki i same odpocznijcie.

Pielucha o wschodzie słońca.

Pielucha o wschodzie słońca. Przed urodzeniem dziecka wielokrotnie zapewniałam samą siebie, że nigdy, przenigdy nie będę się zachwycać tak ...