poniedziałek, 16 kwietnia 2018

Nie znam swojego dziecka.

Nie znam swojego dziecka.
Jakiś czas po porodzie przychodzi upragniony moment wyjścia z domu. Nieee, nie restauracja i kino. Bądźmy poważne. Aż tak dobrze nie ma. Jakaś rodzinna uroczystość, urodziny może. W moim przypadku była to Wigilia Bożego Narodzenia. Przy pierwszym okazyjnym wyjściu z domu po urodzeniu dziecka dowiadujesz się wielu rzeczy o samej sobie. Na przykład, że potrafisz malować się jednocześnie karmiąc piersią, że najlepszy kolor dla ciebie od dziś to biały, bo nie widać śladów mleka, że dziecku przeszkadza twój ulubiony perfum, więc musisz na szybko brać jeszcze jeden prysznic, i tym podobne. Kiedy już jednak siedzisz w aucie i nawet zauważyłaś wałek we włosach zanim dojeżdżacie, cieszysz się już że w końcu  wychodzisz gdzieś indziej niż do spożywczego. Jakże szybko mija radość, gdy na uroczystości twoja pociesza nagle wpada w histerie. Wtedy czujesz na sobie palący wzrok wszystkich i pada pytanie "czego ono chce?". Zastanawiasz się czy to napewno do ciebie? Skąd mam kurcze wiedzieć? Przecież dopiero co ją urodziłam. Wszyscy oczekują że jako matka będziesz wiedziała o co chodzi dziecku. Wtedy okazuje się że nie znam swojego dziecka. Nie uczą tego języka w szkole rodzenia i co to do cholery ma znaczyć rozpoznawanie płaczu? W internecie nie ma wyjaśnienia, wiem bo sprawdzałam. Wpisywalam w Google różne frazy, takie jak aaaaaa, uuuuu, buuuuu ale jedyne co mi wyszło to jakaś głupia piosenka, która siedziala mi w głowie następny tydzień. I teraz znowu Ci się przypomniała. Nie dość że twój mózg nuci bezsennsowną melodie to jeszcze każdy z członków rodziny zamienił się w wielki poradnik po tytułem "jesteś kiepską matką, bo nie słuchasz moich rad". Ani się obejrzysz każdy staje się ekspertem w opiekowaniu niemowlakiem, nawet bezdzietna ciotka. Kiedy już masz dosyć tej przemiła atmosfery pada jeszcze bardziej podchwytliwe pytanie "w domu też tak robi?" aaaaaa, ratuj się kto może. Masz ochotę krzyknąć "nieee! To wy ją tak wkurzacie". Wtedy rozumiesz po co była ta nauka opanowania w ciąży. Nie po to żeby bezpiecznie dorwać do porodu ale po to żeby później innych nie pozabijac. Szybka ewakuacja z powodu płaczącego dziecka (bo przecież nie dlatego że sama nie wytrzymasz ani minuty dłużej), i kiedy dziecko w końcu zaśnie po 2 godzinach kolysania, bo biedne przeżywa dzień, sama padasz do łóżka. Wtedy zasypiasz z myślą "Jak dobrze w końcu wyjść z domu".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz